Kulisy filmu Siano Obiecane + internetowa premiera

Po premierach w różnych częściach kraju, wczoraj odbyła się internetowa premiera filmu Siano Obiecane. Już dziś na skatenerd.pl gotowa jest rozmowa nie tylko z twórcami, ale również występującymi w nim osobami. Bez przedłużania, zapraszam do zapoznania się z tym, co mieli do powiedzenia na temat filmu, który możecie obejrzeć na samym dole. Przy okazji zapraszam do mojego wywiadu z Pawłem i Atletą jeszcze przed internetową premierą, który na początku czerwca pojawił się na stronie Red Bull.

Większa część ekipy z filmu Siano Obiecane fot. Paweł Madaliński

Paweł Madaliński

Muszę przyznać, że mega dobrze mi się oglądało Siano Obiecane i z pewnością do niego niejednokrotnie wrócę. Pierwsze wrażenie miałem takie, że z jednej strony całość wygląda jakby głodni stworzenia nowego filmu byli sami autorzy, czyli Ty z Atletą, a z drugiej występujące w nim osoby. U Was widać nie tylko fajne kadry, ale też świetne wstawki i animacje, a ze strony skejtów energię do działania, różnorodność miejscówek, zajawę po odjechanych trikach. Czasami masz tak, że patrzysz komuś w oczy i wiesz, że jest w porządku osobą. Tak właśnie miałem oglądając ten film i czując Waszą zajawę. Mam rację czy mimo wszystko to Ty musiałeś wyciągać chłopaków na nagrywki?

Nie, nie trzeba było wyciągać nikogo na siłę. Każdy kto ma triki w tym filmie włożył tyle pracy na ile miał ochoty, możliwości i czasu. Chciałbym podkreślić, że za większość zagrywek stricte deskorolkowych odpowiada Atleta i szczerze mówiąc nie znam w pełni backstage’u zbierania materiału np. Czikena, bo większość zagrywek zobaczyłem po raz pierwszy przy montażu (chyba, że byłem obecny na sesyjce).

Zawsze byłem pod wrażeniem jak fajną ekipę tworzyli chłopaki z Bielska, gdzie nie tylko mieli naprawdę dobrych skejtów, ale też fotografa i operatora kamery, czego efektem było chociażby Easy Livin. Wiadomo, że można złożyć ekipę z osób z różnych części Polski, ale takie lokalne zawsze dają najlepsze efekty. U was ekipa jest naprawdę mocna i tak naprawdę każdy part, gdyby był wrzucony osobno na YouTube to cieszyłby się dobrym zainteresowaniem. Od młodego talentu – Czosnka przez artystyczną duszę Gonziego po kreatywnego Czikena i jednego z najlepszych w trikach na poręczach z naszego kraju, czyli Rafała. Dosłownie każdy przejazd jest tu dobry. Fajny przekrój łódzkiej sceny. Co w ogóle słychać w Waszym mieście? Sporo młodych osób jeździ? Przybywa miejsc do jazdy? Jak oceniasz lokalną scenę jako całokształt? 

Sytuacja w Łodzi jest o tyle dziwna, że wszystko idzie w dobrym kierunku, a skejtów ubywa. Jest więcej spotów, skatepaktów (jakie one by nie były), jest miejsce, gdzie może pojeździć w zimę, a nie widzę za wiele młodych deskorolkowców, którzy by wychodzili z inicjatywą stworzenia czegoś razem. Ale wierzę, że w niedalekiej przyszłości to się zmieni, to przychodzi falami. Nowa lokalna produkcja Błażeja „Fatum” była dla mnie pozytywnym zaskoczeniem i podniosła mnie na duchu.

To pewnie trochę jak pytać rodziców o ulubione dziecko, ale jestem ciekaw, które triki z filmu są Twoimi ulubionymi? Od razu powiem, że z moich faworytów to na pewno ollie Kamila Zabielskiego, kickflip lipslide Rafała Modranki czy chociażby noseblunt nollie hardflip out Czikena (dobrze widziałem? WOW!). Swoją drogą, nagrywasz coś więcej z Kamilem? Miał mega dobre triki i aż chciałoby się zobaczyć więcej. 

Nose blunt nollie inward, ale spoko, dużo osób się już tam gubi. To ciężkie pytanie, bo chce odpowiedzieć nie biorąc pod uwagę wszystkiego, co wydarzyło się żeby nagrać trik, myśleć o nim niezależnie, ale chyba tak się nie da. Jako twórcy z Atletą zawsze oglądając film będziemy mieli flashbacki do godzin spędzonych za kamerą, przez co radość z odjechanego triku może być niewspółmierna z efektem końcowym, kiedy trik jest wciśnięty między setki innych.

Moje osobiste top 3:

  • nollie bs flip fakie manny Maćka na ciekawym spocie w Portugalii (jechaliśmy godzinę w jedną stronę, żeby nagrać dokładnie ten numer w tym miejscu i planowaliśmy to od poprzedniej wycieczki do Portugalii) 
  • ender Gonziego (wrócił w to miejsce po prawie pół roku, żeby odegrać się po nieudanej poprzedniej misji)
  • wszystko co zrobi Czacha.

Kamil jest mega skejtem z ogromną energią w nogach, przez co można z nim chodzić na zupełnie inne spoty. Niestety zagrywki zaczęliśmy dopiero na ostaniej proste, ale wierzę, że do klejonej produkcji nagramy dużo więcej.

W jakich miastach odbyły się premiery? Jaki był odbiór?

Premiery odbyły się w: Łodzi (2 razy), Katowicach, Krakowie, Poznaniu, Szczecinie, Gdańsku, Jastarni oraz Warszawie. Odbiór był bardzo dobry. Można by było to jakoś antropologicznie analizować, ale po co 🙂 Różne miasta ekscytują się inną deskorolką i innym stylem jazdy. Oczywiście nie można generalizować, ale łatwo jest zauważyć pewne mody i preferencje w danym regionie. Bardzo mi było miło widzieć żywe reakcje na każdej premierze.

Przejdźmy na chwilę do samego Siano. Ostatnio wypuściłeś deski. Skąd taki pomysł? Kto stworzył grafiki? Zamawiasz je w Polsce?

Nie jest to nowość, bo pierwsze deski powstały już w 2016 roku i zawsze, kiedy przychodziła na to zajawa powstawała nowa seria. Teraz postanowiłem to troszkę sformalizować i otworzyć sklepik internetowy www.sianoskate.pl. Dodatkową motywacją był brak porozumienia pomiędzy moimi kolegami, a firmą, która ich sponsorowała. Dostawanie rzeczy za free bez tworzenia zgranej ekipy moim zdaniem nigdy nie wyjdzie marce na dobre.

Masz jakieś dalsze plany na Siano jako markę? 

Jeździć, zwiedzać, nagrywać. Chyba zwyczajnie kontynuować to co robimy.  

Kuba “Atleta” Dziworski

Paweł powiedział, że pierwsze tamto pytanie powinienem zadać Atlecie, więc tak też zrobiłem. Oto odpowiedź:

Jest dokładnie tak jak napisałeś. Nikogo nie musiałem namawiać na nagrywki ani wyciągać ze skateparku – za stary już na to jestem. Wszyscy mieli zajwę na jeżdzenie po spotach, więc w ogóle nie było takiego problemu. Zazwyczaj głównymi przeciwnikami w nagrywkach były pogoda i czas – wiadomo, prawie każdy ma jakieś dorosłe obowiązki i czasami deskorolka musi poczekać. Z tego powodu nagranie filmu zajęło dość długo, ale nigdzie nam się nie spieszyło.

Osoba nagrywająca często spełnia też rolę motywatora przy nagrywaniu trików. Łatwo to zobaczyć chociażby patrząc na Beagle’a z Baker Skateboards podczas kulisów ich nagrywek. Czy Ty również starasz się nie tylko nakręcać chłopaków, ale też sam proponujesz im czasem triki lub miejscówki?

To zależy. Osoby, które mnie znają pewnie powiedzą, że żaden ze mnie Beagle jeśli chodzi o kręcenie hype’u, ale to wcale nie znaczy, że jaram się mniej niż on. Mam wrażanie, że czasami zbyt mocne nakręcenie może wkurzać ludzi albo rozpraszać, szczególnie jeśli długo katują trik. Jeśli trik wymaga przełamania – wtedy rzeczywiście hype jest kluczowy. Dla mnie natomiast, dużo ważniejsze niż chwilowe nakręcanie jest upewnienie się, że osoba, z którą nagrywam czuje, że może na mnie polegać. Przykładowo zawsze staram się minimalizować presję czasu. Jeśli przyszedłem na spot to na 99% będę tam z Tobą dopóki Ty masz siłę i chęć. Staram się nie mówić, o której muszę zawijać, a jeśli sesja się przedłuża i jest to możliwe przekładam swoje późniejsze plany. Wielokrotnie było tak, że w trakcie sesji pisałem do znajomych, wydzwaniałem się na spotkanie w pracy albo je przekładałem. Bardzo często osoby, z którymi nagrywałem nawet o tym nie wiedziały. To samo dotyczy tak trywialnych kwestii jak naładowanie baterii czy przygotowanie kart SD. Nawet największy hype nic nie da jeśli sesja niespodziewanie się kończy, bo filmer zapomniał naładować baterii albo przypomniało mu się, że musi iść na obiad do mamy hehe. Staram się również udostępniać surowe nagrywki do podglądu jak najszybciej po sesji. Wydaje mi się to uczciwe – dlaczego tylko ja miałbym mieć możliwość oglądania efektów naszej wspólnej pracy? Szybkie udostępnianie nagrywek daje innym również poczucie satysfakcji, co myślę, że nakręca ich i daje motywację do dalszego długoterminowego działania dużo bardziej niż chwilowa motywacyjna gadka na streecie. Wiem, że mam nudne zdanie w tym temacie, ale takie są moje spostrzeżenia hehe.

Który trik nagrywaliście najdłużej, a który wbrew pozorom wszedł bardzo szybko i mimo trudności nagrywanie go zajęło bardzo mało czasu?

Te na, które poszło najwięcej czasu najczęściej nigdy się nie udały albo były sketchy. Te, które weszły często były katowane, ale zazwyczaj nie dłużej niż 1 dzień. Co do trudnych, ale szybko zlądowanych trików to dużo takich nawciskał Czosnek. Praktycznie każdy jego trik na poręczy to było kilka prób.

Premiera filmu Siano Obiecane fot. Jan Miodowski

Dodatkowo postanowiłem zapytać występujące w filmie osoby, o ich najlepsze wspomnienia z czasów nagrywek. Oto, co mi odpowiedzieli:

Gonzi

Gonzi fot. Paweł Madaliński

Zbieranie materiału do tego filmu to była jedna wielka przygoda: masa wyjazdów, misji, historii, jakiś pobocznych sytuacji wokół jakiegoś triku itp. To był dla mnie piękny czas i z każdym takim projektem kumuluje się we mnie masa momentów, które uważam budują sens bycia na tym świecie. Mógłbym opisywać niezliczoną ilość przygód, jakie przeżyłem w tym czasie, ale historia mojego endera jest chyba najbardziej kuriozalna. Często bywam mega uparty jeśli chodzi o trik, który sobie ubzduram, ale z tym konkretnym doszedłem do apogeum zajoba. Próbowałem go zrobić podczas pierwszego tripu do Portugalii z Siano składem. Po 3 czy 4 dniach całodniowego nadupcania na desce moje ciało było mega zmęczone i wycieńczone i właśnie wtedy znalazłem ten spot. Podczas prób zwyczajnie nie dałem rady fizycznie dalej katować chociaż byłem bardzo blisko. Odjechałem jedną próbę, ale niefortunnie wpieprzyłem się w słupek, który był na wyjeździe. Poddałem się, plecy mi wysiadły i chyba już do końca wyjazdu tylko popierdywałem sobie, bo nie byłem w stanie jeździć w pełni sił. Wróciłem do domu załamany wiedząc doskonale, że jestem w stanie zrobić tę rurkę. Byłem w transie. Myśle, że kluczowym aspektem tego konkretnego triku był fakt, że sam sobie ten spot znalazłem, zupełnie przypadkiem jak jechaliśmy z chłopakami autobusem z chaty na miejsce ustawki. Jak zwykle, jeśli chodzi o moją selekcję spotów, każdy popatrzył się na mnie jak na wariata i olał sprawę, ale ja byłem uparty i w końcu tam dotarliśmy. Nie wyszło. Od października do lutego miałem w swojej chorej głowie tylko tą pieprzoną rurkę. Gadałem o niej przy każdej okazji. Paweł chyba był bliski zakucia mnie w kaftan i wysłania na drugi koniec świata byle tylko nie słuchać o mojej rurce. Nie było rady i jak tylko wynalazłem w miarę tani bilet kupiłem go. Zabrałem swoją dziewczynę i serdecznego kumpla pod pachę i polecieliśmy razem, żeby Tomek nie musiał sam skakać na desce. Nie zdążyliśmy się dobrze rozpakować. Odłożyłem tylko plecak w wynajmowanej chacie, wyciągnąłem traki i ustawiłem się z Maciusiem Szwejdą na warm-up spocie. Przykręciłem deskę, podskoczyłem dwa razy i poszliśmy na rurę. Zrobiłem boarda w trzeciej próbie, a godzinę wcześniej siedziałem dupą w samolocie. To był jeden z tych niewielu momentów w życiu człowieka, gdzie każdym atomem swojego ciała czułem szczęście i spełnienie. Przy odjeżdżaniu triku widziałem przed sobą fraktale radości całego świata, a nie byłem na kwasie.

Czosnek

Czosnek i Atleta w czasie nagrywek fot. Paweł Madaliński

Moje najlepsze wspomnienie to chyba, gdy robiłem fs tailslide na hubbie w dół po dwóch łamaniach (jeden z ostatnich trików w filmie). Ogólnie spot znajduje się na terenie Szpitala Matki Polki w Łodzi, a ktokolwiek tam był wie, że cały obszar wygląda raczej jak jakaś postapokaliptyczna sceneria niżeli miejsce, gdzie się leczy ludzi. Ogólnie odjazdu nie ma, bardziej przypomina piach niż chodnik. Najazd ma 1 metr i też do najrówniejszych nie należy (jest z tego samego materiału co odjazd), ale najważniejsze, że jest hubba – jedna z kilku, ale akurat ta jeszcze jakoś się trzyma. Kupiłem farbę garażową i pomalowałem ją po całości, żeby dopiero na to nałożyć wosk. Myślę, że inaczej nie było by szans na nic. Dzień przed misją z ziomkiem przenieśliśmy z pobliskiej budowy znak szmigiel, który był na tyle duży, żeby sie z niego odepchnąć i wskoczyć na hubbe. Więcej przygotowań niż samego katowania, ale w końcu udało sie zrobić trik, który szczerze jest moim ulubionym z całego filmu. Osobiście nie jestem fanem kładzenia dechy na odjazd, ale drugiej takiej hubby bym nie znalazł. Na tą konkretnie patrzyłem od czasów gimnazjum za każdym razem wracając autobusem ze szkoły do domu. Wyobrażałem sobie jak ktoś wali na niej numer, ale szczerze jeszcze rok temu nie przypuszczałbym, że cokolwiek tam pójdzie, a w szczególności ode mnie. To było w pewien sposób spełnienie marzenia z dzieciństwa. Teraz za każdym razem, gdy tamtędy przechodzę widzę w głowie tego taila. Myślę, że czułem wtedy największa satysfakcję ze wszystkich trików jak dotąd.

Cziken

Cziken, kadr z filmu Siano Obiecane

Opiszę historię pewnego triku z filmu ponieważ był to najdłuższy proces nagrywania jednego klipu w moim życiu. Opowieść dotyczy smith 360flip lipslide na drewnianych kłodach. Pomysł zrodził się po nagraniu smith tre na ławeczce w leśnej altanie, który był enderem mini partu zapowiadającego film na Instagramie Siano. Ten triczek nagraliśmy całkiem szybko, więc uznałem, że można coś do tego dołożyć. Wymyśliłem sobie, że dostawię drugą ławeczkę i po trójce wbiję się jeszcze na lipslida. Atleta uznał to za sensowne i chętnie ponownie przejechał jakieś 30km na motorze, żeby dotrzeć na spot zabierając ze sobą jeszcze Rafała Modrankę. Rzeczywistość jednak zweryfikowała mój pomysł i okazało się, ze nie ma szans, żebym to zrobił. Niefortunnie tego dnia w bolidzie Atlety przedziurawiła się opona i jako że był już wieczór, a my byliśmy w lesie niespecjalnie dało się to naprawić, więc odkręciliśmy uszkodzone koło, porzuciliśmy motor w jakimś szemranym miejscu, zawiozłem chłopaków do Łodzi, a ja wróciłem do siebie do Ozorkowa. Pomysł na sztuczkę dalej siedział mi w głowie, więc uznałem, że trzeba ogarnąć łatwiejszy spot. Nie dało się znaleźć nic odpowiedniego na streecie, więc trzeba było coś zbudować, a jako że nagrywka miała pójść do filmu to nie mógł to być zwykły murek z odstawionym flatbarem. Pozostając w leśnym klimacie wymarzyłem sobie, żeby spotem były drewniane kłody. Trzeba było znaleźć coś odpowiedniego na zbudowanie ławeczki, najlepiej kawałek drzewa prosto z lasu, zupełnie nie obrobionego. Nie chciałem kraść drewna ze ścinki ani kupować niczego, dlatego udałem się na poszukiwania jakiegoś odrzutu nikomu niepotrzebnego. Znalazłem perfekcyjną belkę, jedynym minusem było to, że trzeba ją było targać jakieś 2 km przez las do samochodu. Jakoś się udało, przeciąłem ją wzdłuż ręczna piłą i zrobiłem z niej mocno rozklekotaną ławeczkę. Potrzebny był jeszcze drugi kawałek drzewa na slida. W poszukiwania tego elementu zaangażował się Atleta i tak któregoś dnia będąc w pracy odbieram od niego videorozmowę, a on chodzi po lesie w swoich okolicach i pokazuje mi która będzie dobra. Znalazł idealny okaz, taki już trochę podgniły, dzieki czemu kora naturalnie odpadła i zrobiła się przez to gładziutka. Ostatnim potrzebnym elementem było miejsce, żeby pozostać w klimacie musiał to być las. Znalazłem coś odpowiedniego w swoich rejonach, całkiem dobra asfaltowa nawierzchnia na uliczce, która wchodziła w las nie prowadząc do nikąd. Jedynym mankamentem było to, ze z jakiegoś powodu ktoś sobie upodobał to miejsce, żeby spalać tam przeróżne śmieci, a co za tym idzie wszędzie było mnóstwo poprzylepianego stopionego plastiku. Jednak jeden dzień skrobania i zamiatania wystarczył, żeby było znośnie do jazdy. Mieliśmy już wszystko czego było trzeba, więc przyszedł czas na katowanie. Zapakowałem do auta swoją ławeczkę, Atleta przywiózł na motorze swoją kłodę jadąc z nią jakieś 30 km. Całkiem ciekawie musiał wyglądać jadąc z nią przez Łódź. Pierwszego dnia oczywiście nie udało się zrobić ewolucji, kolejnego również nie, spotykaliśmy się co najmniej 4 razy. W dniu, w którym nagraliśmy klip było dość mało czasu ponieważ koło południa byłem umówiony u notariusza, żeby podpisać akt kupna domu. Stwierdziliśmy też, że to ostatni raz w tym roku, kiedy to próbujemy, bo była już jesień, liście spadały z drzew i sceneria robiła się brzydka. Udało się nagrać kilka odjechanych prób, a ja na styk zdążyłem do notariusza. Niestety żadna z nich nie była taka jak byśmy chcieli, ale ostatecznie jedna trafiła do filmu.

Maciek Szwejda

Maciek Szwejda fot. Jacek Jakubowski

Nagrywamy z chlopakami od lat, więc zawsze jest zajebiscie. Jest to nasza paczka, więc nie ma nikogo, z kim sie nie dogadujesz. Ja mieszkam teraz w Lizbonie, każde spotkanie z ekipą jest dla mnie cudowne. Czuje, że mamy tu teraz taki mały azyl w Portugalii. Najlepsze wspomnienie to jednak sama premiera. Prawie nikt nie wiedział,z e przyjeżdżam, więc to byla taka mała niespodzianka, bo miałem nie jechać. Możesz sobie wyobrazić jak zajebiscie było zobaczyć mordki, których nie widziałem parę miesięcy! Wpadło też mnóstwo osób, które już nie jeżdżą kilka lat i fajnie, bo ta premiera to był taki trochę reunion. Czuliśmy się jak gwiazdy i dobrze wyszło w chuj!

Jedna odpowiedź

Możliwość komentowania została wyłączona.